"Oto Pan przyjdzie, aby lud swój zbawić, błogosławieni, którzy są gotowi wyjść Mu na spotkanie."
Byłam dziś, jak w każdą środę między ludźmi chorymi, starymi, samotnymi... weszłam w opowieści, które idealnie pasują do sytuacji z nad jeziora galilejskiego... wymagają przyniesienia do stóp Jezusa, aby dotykał, uzdrawiał i karmił...
wielu nie jest gotowych na spotkanie...
i naprawdę nie są to szczęśliwi,ludzie... czasem tłumaczą swoją sytuację tysiącem argumentów, ale w oczach odbija się żal... złość... smutek...rozczarowanie...
życie u kresu...ale nie gotowe na spotkanie z WIECZNOŚCIĄ...
W domu seniorów pachniało piernikami i grała świąteczna muzyka... rodzina była na zdjęciu... piękna..szczęśliwa... ale daleko...zapach miał przywołać dobre wspomnienia... te miały pocieszyć duszę...
w hospicjum... przeraźliwiej krzyczało opuszczenie... tam jakby wszystko bardziej bolało mimo regularnie dawkowanych opiatów... ewangelicki pastor idealnie dobierał słowa wyjaśniające Pismo... ale mówiąc szczerze nie wiem o czym mówił...przymykałam oczy czując jak mi brakuje tchu...
od wczesnego rana ta chwila była jedyna
w bezruchu...
chciałam dziś hojnie rozdać ukojenie...pocieszenie...radość...
czy najedli się do syta Ci, których dane mi było "karmić"?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz