niedziela, 31 grudnia 2017

do siego roku...

...trzy filmy... wcale nie najmądrzejsze... z nudów
... pokaszlując sucho z graniem w oskrzelach...choć farmaceutka wie lepiej co mi jest... 
i że zażyłam dwa niewspółgrające ze sobą proszki...więc bez sensu... 
nie patrząc na strzelające już od 20 minut petardy... 
czy tak wogóle można
Nowy rok witać ozięble...?
bezdusznie... bo mi się na końcu roku udało dojść do wniosku, że znowu się zawiodłam na ludziach...   
i że w takim przypadku, to co chce Bóg nie będzie miało szansy zaistnieć...bo plan zakładał współpracę ...a sama tego nieogarnę
i jest mi dziwnie smutno... 
pod gruzami... pod popiołem i sykiem dogasających, bezmyślnych petard jakby dusiła się  moja nadzieja...
och!!
 ile we mnie ironii...
aż zgaga pali...
czy to może od miodu i ziół na przeziębienie...?
i dlaczego tak czasem bywa... ?
czy będzie lepiej...?
 i co oznacza zdanie: módl się...tylko modlitwa pomaga...?
ile pytań trzeba zadać i czy mają one sens...?
 czy będą się opłacały... ?
a odpowiedzi nie obrócą się przeciwko mnie...?
czy nie da się żyć bez ciągłych spekulacji?
to znaczy wiem, że da... 
tylko, że się budzę ze snu i widzę że bez spekulacji żyć się nie da... 
bo wokół świat gra... i nie jest to melodia pełna ukojenia, lecz jakiś dramat w niekończących się aktach... 
każdy stara się przeżyć tak, aby nie umrzeć... 
i nawet jak sobie powie, że się śmierci nie boi to za tydzień dopada go panika i opadają maski...
ktoś inny ma zły dzień i nie panuje nad uśmiecham oraz wzrokiem bez mrugnięcia okiem...
raz dwa obnaża się niespodziewanie i już go widzieć nie chcę...
bo się boję...
gorsze to się okazuje od porannego spotkania z ćpunem, który za to, że nie dałam mu 50 koron straszył, roztrzaskaniem głowy o posadzkę na dworcu kolejowym... bo jak to możliwe, że zakonnica nie miłosierna.... a on miał przecież urodziny i nie mógł pić wody...
i co ja tam wogóle wiem... nie powinnam, tak wylewać potoków słów oczekując potwierdzenia, że mam rację, bo jej mogę nie mieć ...
no mogę...
tyle mogę, co mi kto pozwoli... i nawet tyle na co bym sobie nie pozwoliła...ale tak samo wyszło, że sobie pozwoliłam...
zapominam czasem gdzie jest moje miejsce...
miotają mną rzeczywistości nierzeczywiste... jest tego tyle, że nie wiem, co ważniejsze i jak to zrobić, żeby było prościej?
niepoukładane...
nie zaplanowane...
takie z roztargnienia...
bezradne...
chciałabym nowy początek...
chciałabym czystą kartkę i żeby rozczarowania były tylko snem 
a ludzie prości, zwyczajni, tacy prawdziwi... i ja też taka... żebym była...
na ten Nowy Rok!



poniedziałek, 11 grudnia 2017

lek na beznadzieję ?

"... I tak głosił: Idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby się schylić i rozwiązać rzemyk u Jego sandałów. Ja chrzciłem was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym."
/Mk 1,1-8/


Nie będę ukrywała, że w zeszłym tygodniu padłam!... tak! Najzwyczajniej w świecie pokonało mnie fizyczne zmęczenie i mimo wielkich chęci nie byłam wstanie późnym wieczorem coś jeszcze pisać… 
Myśli przewalały się w głowie i sercu… aż krzyczały  o zatrzymanie się… ale sporo się działo 
…ciągle ktoś coś chciał… o coś pytał… a ja czułam, że nie jestem wstanie odpowiadać, zwłaszcza na pytania, które dotyczyły czegoś, na co jeszcze jest czas…
Docierało do mnie, że z ledwością żyję w pełni tym, co jest teraz… zalewające mnie z każdej strony informacje powodowały, że za 5 minut nie pamiętałam już co mam zrobić za godzinę… 
W sobotę znalazł się na szczęście czas na dzień skupienia, który mogłam spędzić sam na sam z Pan Bogiem. 
Ależ się rozkoszowałam CISZĄ… tym, że nie muszę nic na głos mówić! 
Jedyne co z siebie wyszeptałam było „AHOJ” do współsiostry, na którą wpadłam w kuchni i potem „DOBRY DEN”, do kogoś na ulicy, jak wyszłam z domu, żeby udać się na mszę do oddalonej o 5 km wioski.
No i wieczorem wspólne modlitwy…
Zbędnych słów nie było!!!
Trochę myślałam o tym TERAZ… i zaczęło mnie sporo spraw przytłaczać…
Tak trochę czuję to przytłoczenie i teraz… mimo, że Bóg mówi wyraźnie! I przypomina mi, że jest mocniejszym ode mnie…
Dziś Słowo Ewangelii przeniosło mnie do wydarzenia z przed dwóch lat, gdy na rekolekcjach, doświadczyłam przemiany serca i chrztu w Duchu Świętym…
Tak jakby Bóg chciał mi przypomnieć, że stwarzając wszystko nowe ma nadzieję, że temu nowemu dam szansę na wzrost, na kwitnienie i owocowanie… 
Nie zmarnuję…
Słabość, kruchość… człowieczeństwo… to droga… taka pagórkowata… pokręcona…
Może sobie nawoływać Jan Chrzciciel… może się dziać w mojej codzienności tysiące cudów… a ja ??? 
Gdzie jestem…?
I jeszcze się stało coś takiego niepozornego… może mało istotnego… 
Otworzyłam pocztę e mail i jak zwykle z boku wyświetliła się reklama… nie zwracam na nie uwagi, ale ta była ciekawa… 
Opowiadała historię księdza, który wskrzesił wymierającą wioskę w Sudetach.
Zostawiam tu link. Filmik, jest czeski, ale myślę, że to nie problem… 
tu kliknij
i tu kliknij

Dlaczego ten filmik trafił do mojej poczty? 
Czyżby dlatego, że pośrodku adwentowej drogi ja ze zmęczenia popadam w beznadzieję?... 

środa, 6 grudnia 2017

na zielonych pastwiskach.

"Oto Pan przyjdzie, aby lud swój zbawić, błogosławieni, którzy są gotowi wyjść Mu na spotkanie."



Byłam dziś, jak w każdą środę między ludźmi chorymi, starymi, samotnymi... weszłam w opowieści, które idealnie pasują do sytuacji z nad jeziora galilejskiego... wymagają przyniesienia do stóp Jezusa, aby dotykał, uzdrawiał i karmił... 
wielu nie jest gotowych na spotkanie... 
i naprawdę nie są to szczęśliwi,ludzie... czasem tłumaczą swoją sytuację tysiącem argumentów, ale w oczach odbija się żal... złość... smutek...rozczarowanie...
życie u kresu...ale nie gotowe na spotkanie z WIECZNOŚCIĄ...
W domu seniorów pachniało piernikami i grała świąteczna muzyka... rodzina była na zdjęciu... piękna..szczęśliwa... ale daleko...zapach miał przywołać dobre wspomnienia... te miały pocieszyć duszę...
w hospicjum... przeraźliwiej krzyczało opuszczenie... tam jakby wszystko bardziej bolało mimo regularnie dawkowanych opiatów... ewangelicki pastor idealnie dobierał słowa wyjaśniające Pismo... ale mówiąc szczerze nie wiem o czym mówił...przymykałam oczy czując jak mi brakuje tchu... 
od wczesnego rana ta chwila była jedyna 
w bezruchu...
chciałam dziś hojnie rozdać ukojenie...pocieszenie...radość... 
czy najedli się do syta Ci, których dane mi było "karmić"?

wtorek, 5 grudnia 2017

Pokój zakwitnie




"I wyrośnie różdżka z pnia Jessego, wypuści się odrośl z jego korzeni..." 
/Iz 11,1-10/



...niech się zmienia świat mocą Jego przyjścia...
niech będzie wszystko całkiem inne niż to sobie po ludzku wyobrażam...
Od piątku próbowała się ze mną skontaktować pewna kobieta i w końcu dziś się zdzwoniłyśmy...możliwe, że jej inspiracja jest częścią Bożego planu dla naszej wspólnoty...
ucieszyłam się! mimo, że nic nie wiem... 
i żadnej pewnej odpowiedzi nie mogę jej dać...
potem zdzwonił Janko, że możemy odwiedzić Olgę, której chciałabym pomóc... 
Janko ma większe auto i będziemy mogli przewieść wykładzinę i meble... 
może uda się wnieść choć promień pokoju do ich bardzoooo ubogiej chaty i prostego życia... szykują się zmiany? niech zakwitnie pokój!

poniedziałek, 4 grudnia 2017

JEDNO SŁOWO

„…ale powiedz tylko słowo…”
/Mt 8,5-11/


Setnikowi wystarczyło SŁOWO…
logicznie wytłumaczył dlaczego.
Było dla niego oczywiste, że tak to działa!
Do tej oczywistości dodał pokorę no i przede wszystkim wiarę!
Achhhh co za wiara!!!!
Spotykam każdego dnia wielu ludzi, którzy niespecjalnie wierzą… logicznie opisują rzeczywistość a ja niejednokrotnie łapię się na tym, że łatwo przekonuje mnie ich racja… choć przecież ta racja nie musi być dogmatem… jakąś obiektywną prawdą tą PRAWDĄ w którą wierzę…
i naglę do mnie dociera, że brakuje mi tak naprawdę wiary…
Że nie wiele trzeba a uwierzyłabym, że umarła nadzieja… że się świat kończy na niesprawiedliwości, egoizmie… materializmie… i innych tego typu prądach, które niosą tłumy…
Jezusa zdziwiła reakcja Setnika… jego wielka wiara…
Czy u mnie może Go dziwić mała wiara?
Mnie czasem bardzo dziwi… zawstydza… odbiera słowa…
bo przecież tyle razy widziałam 
i doświadczyłam na własnej skórze, że Bóg cuda czyni!


sobota, 2 grudnia 2017

CZUWANIE


..."A jednak, Panie, Tyś naszym Ojcem.
 Myśmy gliną, a Ty naszym twórcą. 
Dziełem rąk Twoich jesteśmy my wszyscy."

/Iz 63,16b-17. 19b; 64, 3-7/



Spora dawka nadziei, bez której podjęcie wyzwania nie byłoby możliwe.
Na szczęście On będzie umacniał aż do końca...bo WIERNY JEST BÓG, KTÓRY POWOŁAŁ...
/1 Kor 1,3-9/
Ten, który powierzył zadanie i zawierzył małemu człowiekowi...
/Mk 13,33-37/
Nie ukrywam, że bardzo mnie zainteresował odźwierny z Ewangelii i jego rola.
Wyobraziłam sobie niejedną furtę czy recepcję, w której dane mi było być...przypomniałam sobie ludzi, których tam spotkałam i ich służbę...potem sobie myślałam o drzwiach do mojego serca... o tym jak wyglądam z progu 
i nasłucham... jak jestem gotowa na przyjęcie przybysza...na spotkanie... na te wszystkie spotkania codzienne ( a nie mało ich tu )
Być gotową... dać się prowadzić, formować 
i tworzyć wciąż na nowo...
Już teraz rozumiem dlaczego w tej kompozycji Bożego Słowa nie zabrakło również zdania z Izajasza o glinie i twórcy.
 /Iz 63,16b-17. 19b; 64, 3-7/
Niedawno byłam uczyć się toczenia na kole garncarskim. 
Nie mogę powiedzieć, że już to potrafię... bo sztuka to nie łatwa i wymagająca treningu... ale poczułam (dosłownie) ile trzeba włożyć cierpliwości i pokory do kawałka gliny... jak bardzo trzeba zaufać... sobie, roztoczonemu kołu i glinie... 
mały nieuważny ruch i cała praca może pójść na marne... wtedy już tylko czyha zniechęcenie i niezadowolenie... łatwo się poddać...
w taki sposób mogę ja pracować nad darowanym mi życiem... i tak ja mogę być w dłoniach Boga jak kawałek gliny... 
myślę, że

CZUWANIE jest tym wszystkim...



piątek, 1 grudnia 2017

WYZWANIE


"Jezus powiedział do swoich uczniów:
„Uważajcie na siebie, 
aby wasze serca nie były ociężałe
 wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych, 
żeby ten dzień nie przypadł na was 
znienacka jak potrzask. ..."

(Łk 21,34-36)



trafione w samo sedno moich zamierzeń... planowałam wyruszyć w drogę 
jak to zwykle bywa... 
każdego dnia planuję...
czasem się gubię w tych moich górnolotnych planach... zapominam...wątpię w swoje siły...
spać nie mogę kiedy potrzeba, za to rano będę mogła, gdy już nie będzie na to czas... 
achhhhh te troski doczesne! 
dziwnie przytłaczają..."znienacka, jak potrzask"...
ważne? nie ważne...różne...
ociężałe serce z trudem może chwalić!
a słudzy Pańscy mają błogosławić Pana...

czytałam książkę "Moc uwielbienia" Merlin R. Carothers
polecam, choć łatwa nie jest, mimo, że mówi o rzeczach strasznie prostych...
jest to moim wyzwaniem! 
dziękować, za to co mnie spotyka... uczyć się widzieć rzeczywistość pozytywnie...jako dar... 
w całym zamieszaniu ćwiczyć słuch... aby usłyszeć Boży głos...
wtedy serce się nie pogubi... wtedy nie będzie ociężałe... lecz gotowe aby biec tam gdzie WIECZNOŚĆ 

ps. ten blog powstał kiedyś jako pomoc w uświadamianiu mi jak wiele dobra mnie w życiu spotyka... ile jest drobiazgów wokół mnie, 
za które da się dziękować... 
w czasie trudnym broniłam się przed wpadnięciem w zasadzkę... 
a w czasie "łatwym" nagle w nią wpadłam...
od jakiegoś momentu czuję, że i w hojności potrzeba się zatrzymać, spojrzeć jej w oczy... głębiej docenić ... podziękować...
CHWALIĆ


poniedziałek, 17 kwietnia 2017

WIELKANOC 2017


...słuchaj 
jak potok niezmierzonych wód
mówi Ci o 
WIECZNOŚCI
daj się nieść
PRAWDZIE
 O ZWYCIĘSKIM KRÓLU,
który, daruje Ci 
Swoje KRÓLESTWO 
umyj twarz
 w wodzie miłosierdzia
 i bądź dzieckiem 
NADZIEI,
która NIE UMIERA...
  




piątek, 14 kwietnia 2017

Wielki Piątek



Ostatnimi miesiącami lepię krzyże. Próbuję przeniknąć w głąb tajemnicy jaka dokonała się dzięki wielkiej miłości Boga do nas ludzi za pośrednictwem Jezusa.
Krzyże są wpisane w codzienność... takich krzyży dotykał się Jezus chodząc po ziemi i spotykając się z ludzką biedą, chorobami, grzechami...niesprawiedliwością,śmiercią...

Dziś jest Wielki Piątek- dzień w którym "DOKONAŁO SIĘ"!
Misja Jezusa osiągnęła szczyt... 
jednak nic się nie skończyło!!!
przed nami NOC!
ale ona jest zwiastunką poranka...przynosi nowy dzień i daje szansę spełnienia wszystkich pokładanych nadziei...
nic już nie jest takie samo jak było... a w mocy Jezusowego boju o życie dla nas może być całkowicie inne i lepsze. 
Tylko czy chcę?...
czy wierzę?