wtorek, 20 listopada 2018

Czyżby: "jak u Pana Boga za piecem"?


Kończy się drugi dzień w nowej rzeczywistości...
Za parę miesięcy będę to miejsce nazywała: "klasztor na poddaszu". Dziś to by nie była prawda, bo poddasze nie jest jeszcze gotowe na całkowitą przeprowadzkę.
Jednak stopniowo zaczynamy się zadomawiać w różnych kątach wielkiej plebani.
Moje dwie siostry są tu już miesiąc a ja od niedzielnego wieczora.
Zaś tubylcy w małych dawkach uczą się NAS... obserwują... pytają... sprawdzają i odnoszę wrażenie, że doznają wielu zdziwień...
My same wielokrotnie zastanawiamy się nad tym, co nas różni od innych sióstr... 
wiemy i nie wiemy - tak naprawdę... ale zabawnie jest, gdy udaje nam się wywołać zaskoczenie i rozwalić jakiś tłusty stereotyp...
...ale wracając do mojego "od wczoraj":  
W ciągu właściwie kilku dni okazało się, że jest do podjęcia nowe wyzwanie... i należy reagować natychmiast...  miałam dwa tygodnie na zakończenie pracy w parafii i w hospicjum... chyba do wczoraj nie zupełnie poważnie traktowałam tę prawdę... stała się jednak faktem... i wyszło na jaw, że mi wcale nie jest wszystko jedno... 
z drugiej strony cieszę się bardzo na nowe!!!
pracuję w końcu nad tym od kilku lat... czytam znaki... próbuję słuchać...słyszeć... reagować na tchnienie Ducha... staję do walki z wiatrakami, bo wewnętrznie czuję, że tego chce Pan Bóg... buntuję się jak prorocy ze Starego Testamentu i wciąż dziwię niesłychaną fantazją Najwyższego...
Nie zostawia w świętym spokoju...
Tak naprawdę nie wiem, czy wyzwanie, którego się podjęłam na dziś dzień zrealizuje się tak jak jest to planowane...
Tak, czy inaczej od wczoraj uczę się być przedszkolanką...(?) tak jakoś bym to nazwała... ;) 
Właściwie celem jest asystowanie małej, bardzo chorej pięcioletniej dziewczynce.
Niestety widziałyśmy się tylko raz...
Dziewczynka jest w szpitalu i czekamy co będzie dalej...
Mam czas zadomowić się w przedszkolu i wszystkiego(!!!) nauczyć.
Dziś na przykład udało mi się uśpić troje dzieci w ciągu jakiś 15 minut!!! 
Doświadczona przedszkolanka pokazała mi jak się to robi.
Powiedziała:"połóż mu dłoń na głowę i tak chwilę trzymaj"... noooo!!! to było coś!!!
czułam się jak na modlitwie wstawienniczej. Gdy pierwsze dziecko zasnęło usiadłam między dwoma leżakami i użyłam obu dłoni równocześnie usypiając kolejne dzieci. Genialne doświadczenie!
no i jeszcze miałam kiedyś marzenie: zobaczyć na własne oczy, jak się stosuje metodę Montessori w pracy z dziećmi. No i widzę! 
W tym przedszkolu wiele się czerpie z tej metody. Będę więc mogła nauczyć się tego trochę... 
Nowy rozdział czas zacząć...

Ps. zdjęcia nie przedstawiają sali muzealnej, ale jeden z wielkich pokoi owej dziekańskiej plebani,gdzie mam swój tymczasowy kątek. Czyżby: "jak u Pana Boga za piecem"?  ;) 










 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz