sobota, 12 marca 2016

Przepaść bez dna…




Przepaść bez dna…
To temat, który mnie prowadzi przez tegoroczny czas wielkiego postu… symbol, otwierający we mnie przestrzenie ciągnące się w różne strony… z jednej prosto do wnętrza mnie samej… z drugiej do człowieka,  tego tuż obok, czy też gdzieś akurat daleko… 
Kilka kilometrów od miasteczka w którym mieszkam znajduje się takie miejsce na ziemi… Hranická propast Druga najgłębsza przepaść na świecie!  Zjawisko na pierwszy rzut oka bardzo niepozorne.
Skalna dziura w ziemi a w niej małe jeziorko. Nawet fotografia nie wiele mówi… żadna rewelacja… a jednak już kilkakrotnie próbowano zmierzyć głębokość owej przepaści… no i nie zmierzono… do pewnego etapu pod wodą są  wstanie dostać się płetwonurkowie do dalszego sonda… ale to ciągle jeszcze nie jest dno!!!…
Głębia pełna tajemnicy…
Tym razem odkrywam taką przepaść w sobie… odkrywam głębię nie tyle w sensie jakiegoś wielkiego bogactwa, ale może nawet bardziej jako ogromną otchłań, której nie ogarniam w jej pustce…
Lubię fragment Janowej ewangelii o cudzołożnicy  =>  J 8,1-11 >TU … jest tam wiele osób… dokładnie można wczuć się w atmosferę… wyobrazić sobie reakcje… postawy… gesty…
Zwłaszcza to Jezusowe spojrzenie… zdaje się, że docierające do samego dna…
Oto człowiek… ogromna głębia, która potrafi
ZCHWYCAĆ
ZASKAKIWAĆ
ZASTANAWIAĆ
ZADZIWIAĆ
PRZERAŻAĆ
NAPAWAĆ BOJAŹNIĄ
BYĆ NIEDOSTĘPNA
A czasem aż NAZBYT BLISKĄ
Taka przepaść bez dna…
Taka ja i tacy ci, których spotykam, z którymi żyję bliżej i dalej…
Wchodzę przez furtki oczu, serca, myśl, współodczuwania do ogrodów pełnych tajemnicy…
Wchodzę i milknę…
Wzruszam się pięknem i cudownością, bądź płaczę ze smutku… boleści… bezradności…
Często dane mi jest BYĆ …
Tylko albo aż dawać dobro…
Jakby wypuszczać z dłoni kamienie… które może najchętniej bym rzucała ze złością zbyt łatwo powierzchownie oceniając sytuację…
Spadają na ziemię z dłoni otwartej i gotowej przytulić…
Milknę…
Bo to spoza mnie, w sobie samej przecież nie ogarniam pustki….