Bywa, że żałuję podjętych decyzji… a straszliwie boli, gdy ten
żal dotyczy tych podstawowych, które wytyczyły mojej życiowej drodze cel…
Cierpię, gdy rozchwieje mi się świat, bo nie potrafię zrozumieć
ludzi danych mi na ten odcinek drogi…
Mój słaby punkt!...
TO, bez czego nie wyobrażałam sobie mojego
życia…
LUDZIE!
Potrafią mnie zachwycać i wzruszać do łez …
i potrafią doprowadzić do sytuacji, kiedy mam ich dość… kiedy
nie mam ochoty z nimi mówić… na nich patrzeć… z nimi przebywać…
Był dziś czas, abym wróciła pamięcią do momentów, które unosiły
moje serce! Porywały jakimś jednym zdaniem… myślą… spostrzeżeniem… szukałam
wtedy sensu… obserwowałam ludzi żyjących sensownie… pełnią człowieczeństwa…
wartościami… zachwycałam się… zazdrościłam… pytałam, czy to też dla mnie…
składałam układankę, która utwierdzała mnie w przekonaniu, że nie ma dla mnie
innej drogi…
i przecież to zlepianie szczegółów było mozolne… skrzętne…
wywalczone…
Skąd więc biorą się łzy goryczy…
skąd bezsilność i niewiara, że
podołam…
Dlaczego aż tak boli, gdy okłamią ludzie…
gdy wydostaną ze mnie
to co najgorsze…
dlaczego świat się wali…
Zapadam się w jakąś otchłań niewiary we mnie…
Leje… dobrze, że przyszła burza, po kilku dniach tropicznych
upałów... choć pewnie pokrzyżowała nie jednemu plany...
miasto opustoszało...
ani psa z kulawą nogą nie widać...
Wiem… jest sens w bezsensie…
wiem,że "człowieka nie da się zrozumieć bez Chrystusa"...
że On jest jak ta ulewa na spragnioną ziemię w środku lata...
Wiem…
ale wiedzieć, a przyjąć sercem, to już wyższa filozofia…
wielka czasem przepaść między jednym a drugim!