Moja Antiochia ma swój początek kilka lat temu,
kiedy zaczynałam poznawać czeską rzeczywistość. Chciałam wiedzieć, jak to tu
wszystko działa… pytałam… rozglądałam się i miedzy innymi usłyszałam o
genialnym dziele stworzonym przez ołomunieckich seminarzystów.
Potem „przypadkiem”* w seminaryjnej pralni* spotkałam kleryka teraz już diakona, który Antiochią żył.
Zaprosił na jesienne spotkanie.
Tam miałam możliwość osobiście spotkać młodych ludzi z wszystkich 4 turnusów odbywających się przez lato na dwóch miejscach w Czechach i na Morawie.
Miałam przed oczami opowieści, które - prezentacja za prezentacją- składały się w całość jednej historii o tym, jak powstaje coś z niczego.
Świadectwo było tak przekonywujące, że budziło się we mnie pragnienie, aby kiedyś w takiej akcji uczestniczyć!
Potem „przypadkiem”* w seminaryjnej pralni* spotkałam kleryka teraz już diakona, który Antiochią żył.
Zaprosił na jesienne spotkanie.
Tam miałam możliwość osobiście spotkać młodych ludzi z wszystkich 4 turnusów odbywających się przez lato na dwóch miejscach w Czechach i na Morawie.
Miałam przed oczami opowieści, które - prezentacja za prezentacją- składały się w całość jednej historii o tym, jak powstaje coś z niczego.
Świadectwo było tak przekonywujące, że budziło się we mnie pragnienie, aby kiedyś w takiej akcji uczestniczyć!
Tego lata udało się!
Mało tego! Również moje siostry „zaraziły” się
Antiochią*!
Długi czas na liście turnusu C byłam tylko ja.
Zachęcałam kogo tylko mogłam, aż w końcu udało się!
Odważyła się dołączyć Jitka.
Wiem, że było to dla niej wielkie wyzwanie. Bardzo cenie sobie i jestem jej wdzięczna za wszystko, co swoją osobą wniosła do wspólnie przeżytego czasu.
Nie tylko ja byłam pod wrażeniem tego jakim pięknym człowiekiem jest Jitka i ile można się od niej nauczyć.
Wiem, że było to dla niej wielkie wyzwanie. Bardzo cenie sobie i jestem jej wdzięczna za wszystko, co swoją osobą wniosła do wspólnie przeżytego czasu.
Nie tylko ja byłam pod wrażeniem tego jakim pięknym człowiekiem jest Jitka i ile można się od niej nauczyć.
Kilka dni przed rozpoczęciem naszej części Antiochii na
lisie pojawiły się jeszcze dwie osoby.
Z tego ostatecznie przyjechała jedna. Był to Samuel pochodzący ze Słowacji.
Z tego ostatecznie przyjechała jedna. Był to Samuel pochodzący ze Słowacji.
Stworzona przez nas grupa była specyficzna.
Ograniczały nas rożne zdrowotne niedomagania... no i to że nas było porostu mało! A zadnie do spełnienia całkiem wielkie i odpowiedzialne.
Poza tym poprzednie dwa turnusy postawiły wysoką poprzeczkę do przeskoczenia .
Ograniczały nas rożne zdrowotne niedomagania... no i to że nas było porostu mało! A zadnie do spełnienia całkiem wielkie i odpowiedzialne.
Poza tym poprzednie dwa turnusy postawiły wysoką poprzeczkę do przeskoczenia .
Wiedzieliśmy, że nie możemy popsuć tego co już w
Brezowe zaczęło nieśmiało kiełkować!
Szybko zrozumieliśmy, że chodzi o wielką rzecz! Że
tych kilka wierzących osób w parafii potrzebuje wsparcia i nadziei, że będą żyć!
Na każdym kroku przekonywałam się, jak Pan Bóg
działa, zwłaszcza w naszej niedoskonałości i ograniczeniach.
Że te „wielkie” rzeczy dokonują się całkiem
zwyczajnie,
w drobiazgach...
w drobiazgach...
Nikt z nas nie umiał grać na żadnym instrumencie,
a animowaliśmy w kościele każdego dnia modlitwy.
a animowaliśmy w kościele każdego dnia modlitwy.
Wiedzieliśmy, że bardzo by pomógł dźwięk gitary, ale
musieliśmy się bez tego obejść.
Bóg posyłał nam również „aniołów” – tak nazwaliśmy
osoby, które darowały nam swój czas i wsparły przy organizowanych akcjach.
Już pierwszym takim aniołem, był Milan. Seminarzysta,
który został z nami z poprzedniego turnusu na dwa dni. Potem Rasti mogła
przyjechać na jeden dzień, a następnie Katka ze swoją siostrą Michaelą.
Ostatecznie przy żadnej czynności nie byliśmy sami.
Zawsze był ktoś, kto akurat mógł nam pomóc, czy to z czeską gramatyką w pisaniu plakatów i kroniki, czy pieczeniu ciasta na parafialna kawiarnie, czy organizowaniu przechadzki z piknikiem...
Ostatecznie przy żadnej czynności nie byliśmy sami.
Zawsze był ktoś, kto akurat mógł nam pomóc, czy to z czeską gramatyką w pisaniu plakatów i kroniki, czy pieczeniu ciasta na parafialna kawiarnie, czy organizowaniu przechadzki z piknikiem...
Wybraliśmy sobie za patrona św.Jana Pawła II i jemu
każdego dnia zawierzaliśmy Brezovou.
Wciąż jestem zaskoczona, jak szybko stali się dla mnie ważni ludzie, którzy pojawiali się każdego dnia między nami. Nie były to tłumy.
Zaledwie kila osób, które chciały z nami być, rozmawiać, modlić się, bawić, tworzyć, spacerować...które nam pomagały w zwyczajnych rzeczach.
Wciąż jestem zaskoczona, jak szybko stali się dla mnie ważni ludzie, którzy pojawiali się każdego dnia między nami. Nie były to tłumy.
Zaledwie kila osób, które chciały z nami być, rozmawiać, modlić się, bawić, tworzyć, spacerować...które nam pomagały w zwyczajnych rzeczach.
Widziałam, jak ważne jest dać świadectwo o dobroci
Boga, któremu zależy na człowieku!
Że w przyjęciu tej prawdy jest siła, aby pokonać jakiekolwiek trudności, czy ciemność. Z inspiracji i z pomocą s.Rasti i s.Lenki zabrałam do Brezovej ceramiczne krzyże z których w bibliotece powstała wystawa.
Natomiast jedna z akcji, na którą zapraszaliśmy mieszkańców bylo tworzenie z gliny krzyży życia.
Krzyż nagle stał się symbolem naszego turnusu.
Drewniany krzyż znaleziony na strychu wykorzystaliśmy do dekoracji w kościele. Przynosiliśmy pod niego przedmioty, które ilustrowały temat dnia a dla każdego oznaczyły coś osobistego, co chciał zawierzyć Bogu.
Krzyż był wpisany często w to, czym dzieliły się spotkane osoby... zwłaszcza w boleści z tego, że parafia ledwo żyje... że choć mieszkańców Brezovej jest wielu, to tylko kilka osób chce być częścią wspólnoty kościoła... że proboszcz po kilkunastu latach służby, robiąc co tylko możne stracił nadzieje...
Jakie to szczęście, że krzyż Jezusa był droga do zmartwychwstania!
Wierzę, że żadna dotknięta w Brezovej trudność nie jest bez sensu. Że Bóg, Pan życia, zbudzi stopniowo to co uśpione...
Myślę,że już miałam okazje spróbować jednego z pierwszych owoców tego budzenia! Decyzja, aby zorganizować katechezę dla 5 dzieci. Zacząć się spotykać na plebani.
Zostawiliśmy ochotnikom materiały, które mogą wykorzystać, a oni uwierzyli, że dadzą radę.
O. Jan, który poprowadził ostatni tego lata turnus Antiochii, podczas wymiany naszych grup trafnie stwierdził, że „ Antiochia jest o cudach”.
Chętnie tą myśl powtarzam dzieląc się moim doświadczeniem tego czasu. Tak to własnie jest!
Przekonałam się na własnej skórze, jak w małych, niepozornych a zwłaszcza całkiem niedoskonałych rzeczach Bóg działa wielkie cuda!
---------------------------------------------------
Że w przyjęciu tej prawdy jest siła, aby pokonać jakiekolwiek trudności, czy ciemność. Z inspiracji i z pomocą s.Rasti i s.Lenki zabrałam do Brezovej ceramiczne krzyże z których w bibliotece powstała wystawa.
Natomiast jedna z akcji, na którą zapraszaliśmy mieszkańców bylo tworzenie z gliny krzyży życia.
Krzyż nagle stał się symbolem naszego turnusu.
Drewniany krzyż znaleziony na strychu wykorzystaliśmy do dekoracji w kościele. Przynosiliśmy pod niego przedmioty, które ilustrowały temat dnia a dla każdego oznaczyły coś osobistego, co chciał zawierzyć Bogu.
Krzyż był wpisany często w to, czym dzieliły się spotkane osoby... zwłaszcza w boleści z tego, że parafia ledwo żyje... że choć mieszkańców Brezovej jest wielu, to tylko kilka osób chce być częścią wspólnoty kościoła... że proboszcz po kilkunastu latach służby, robiąc co tylko możne stracił nadzieje...
Jakie to szczęście, że krzyż Jezusa był droga do zmartwychwstania!
Wierzę, że żadna dotknięta w Brezovej trudność nie jest bez sensu. Że Bóg, Pan życia, zbudzi stopniowo to co uśpione...
Myślę,że już miałam okazje spróbować jednego z pierwszych owoców tego budzenia! Decyzja, aby zorganizować katechezę dla 5 dzieci. Zacząć się spotykać na plebani.
Zostawiliśmy ochotnikom materiały, które mogą wykorzystać, a oni uwierzyli, że dadzą radę.
O. Jan, który poprowadził ostatni tego lata turnus Antiochii, podczas wymiany naszych grup trafnie stwierdził, że „ Antiochia jest o cudach”.
Chętnie tą myśl powtarzam dzieląc się moim doświadczeniem tego czasu. Tak to własnie jest!
Przekonałam się na własnej skórze, jak w małych, niepozornych a zwłaszcza całkiem niedoskonałych rzeczach Bóg działa wielkie cuda!
---------------------------------------------------
*podobno nie ma przypadków ;)
* w seminarium podczas wakacji odbywały się
rekolekcje prowadzone przez wspólnotę Błogosławieństw na których akurat
byłam.
* nazwa brzmi jak choroba… ;)… faktycznie chyba coś
z choroby w sobie ma ;) na szczęście całkiem zdrowej choroby.