niedziela, 15 maja 2016

...o Duchu Świętym na dobrą noc






„pewien człowiek, imieniem Nikodem… przyszedł do Niego nocą…”
Mam imię… pochodzenie… coś tam umiem i wiele nie umiem… coś tam wiem i sporo nie wiem…  czegoś szukam… mam swoje noce…
Pragnę! Tego jestem pewna! Moje serce składa się z pragnień… natchnień, marzeń… które są jak mgła…
 delikatne… krótkotrwałe… niepewne…
Potrzebują jasności… odwagi… wiatru… słońca… świtania…
Noc utkana z gwiazd ukrywa w sobie TAJEMNICĘ…  ta tajemnica jest obietnicą…
po złote gwiazdy mogę sięgać całą garścią… o ile tylko będę chciała…
Skradam się… i czaję… próbując znaleźć odpowiedni czas i miejsce… aby pytać… aby sięgać…
O ile tylko chcę…
A Bóg odpowiada!
„(…)jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego.”(…)
Dziwne?
I w jaki sposób możliwe?...
Nikodem dostał odpowiedz… długą i wyczerpującą… J3,1-21
Bóg jest Bogiem konkretnym. Odpowiada bardzo sensownie.
Oczekując na Zesłanie Ducha Świętego miałam wreszcie czas aby poukładać sobie wydarzenia z przed miesiąca.



Pojechałam na swoje coroczne rekolekcje. Tym razem zapuściłam się w miejsca mało  mi znane… z zamiarem pozwolenia Bogu, aby mnie zaskoczył.  
To też uczynił!
Już jadąc zdało mi się, że będzie na tyle bezpiecznie, że miałabym zaryzykować i otworzyć swoje serce. Sporo we mnie było przekory i chęci targowania się… nie ukrywam, że chciałam wypróbować Boga… bo skoro, jest Bogiem cudów… który śmierć pokonał… to może zbudzi i mnie z moich twardych snów… z mojego umierania…
Ostatni kawek drogi do celu pokonywałam podmiejskim autobusem. Dwie sympatyczne kobiety poprosiły abym się do nich przysiadła… na co specjalnie ochoty nie miałam… no ale…
Chwilę potem już wiedziałam, że jedziemy w to samo miejsce… a tym że droga była pełna ostrych zakrętów… chcąc nie chcąc zostałam otoczona pieczą jednej z kobiet… mocno trzymała mnie za rękę abym nie spadła z siedzenie…
Ten symboliczny gest był początkiem wielkiego doświadczenia wspólnoty, która poniosła mnie swoją wiarą przez kolejne dni i była świadkiem tego, jak Bóg mnie zaskoczył.
Było nas tam chyba ze 30 osób z różnych stron, w różnym wieku. A! no i z różnych ziemi. Wspólnota, która nas gościła jest międzynarodowa, więc już w ekipie byli Francuzi, Niemka, Słowacy.
 Uczestnicy w dużej mierze z Czech, kilka osób ze Słowacji, no i ja z Polski.
Rekolekcje w duchu św. Ignacego, więc klasyka zdolna swymi metodami przeorać ludzką duszę do korzeni pod warunkiem, że się Bogu na to pozwoli… ale tam dodatkowo wzmocniona odnową charyzmatyczną! Elementami uwielbienia, tańca,  daru proroctwa… itd…
Silny mix, który był dla mnie sporym wyzwaniem! Powiedziałam sobie na początku, że dam się zaskoczyć, więc przygotowałam się na wszystko.
Słowo zaczęło szybko pracować… wieczorami to, czego nie rozumiałam dopełniało się jakimś symbolicznym obrazem. Nie miałam możliwości nie słyszeć! Było konkretnie, na temat i bezpośrednio do mnie…
Pod skrzydłami s. Bianki, sympatycznej Niemki mogłam rzeczy ponazywać i ułożyć w całość.
Już trzeciego dnia wiedziałam, że Bóg mi daje nowe serce… przeprowadza operację i leczy!
 Czułam, że nowe serce potrzebuje nowego ducha… darów, których będę potrzebowała na dalszą drogę.
Poprosiłam o chrzest w Duchu Świętym. Było to niezwykłe doświadczenie!
Ludzie, z którymi trwałam na modlitwie byli mi nieznani… (milczeliśmy oczywiście cały tydzień) Położyli na mnie ręce otaczając z każdej strony .
 Wypowiadali słowa modlitwy trafiając w samo sedno, jakby mnie znali na wylot i dobrze wiedzieli jaką przebyłam walkę i jak trudna była operacja na otwartym sercu.
Były obrazy i słowa oraz dar tylko dla mnie.
Ogrom pokoju i radości.
Czułam, jakbym się nagle znalazła w przepięknym bambusowym, zielonym lesie, jak w żywym bezpiecznym namiocie.
Gdy modlący się za mnie ludzie rozstąpili się miałam wrażenie, że oto dostałam skrzydła i choć jeszcze nie wiem jak się ich używa mogę lecieć… jak motyl, który się wydostał z kokonu …
I ta ogromna wdzięczność! Trudno to ubrać w słowa…
Myślałam sobie o doświadczeniu Zesłania Ducha Świętego  w Wieczerniku… o młodym Kościele, który został obdarowany mocą… o tym jakie to musiało być WIELKIE!
A potem próbowałam zrozumieć, co też zostało dane mi. Jak bardzo to było podobne… i choć może miniaturowe w porównaniu  z tamtym…. To dla mnie całkowicie a może aż w nadmiarze wystarczające!!!
Odzyskałam radość z  przynależności do KOŚCIOŁA… wiem, że wiele nowego przede mną i że to wcale nagle nie stało się prostsze… ale nabrało innego wymiaru… inaczej patrzę na codzienność…
Ten Nikodem i ta noc bogata w SŁOWA … o narodzeniu na nowo… z Ducha aby żyć… i sięgać po ogrom Bożej łaski … po wieczność… to zaproszenie, które  faktycznie dokonuje się  tu i teraz…
Jeśli tylko chcę….