Za każdym razem kiedy przekraczam próg Citadeli mam wrażenie, że wstępuję do miejsca, gdzie niebo dotyka ziemi. Ta przystań dla ludzkiej duszy i zmęczonego chorobą lub podeszłym wiekiem ciała jest dla mnie miejscem spotkania się z tajemnicą człowieka.
Nigdy nie wiem, kogo zobaczę znowu, a kogo już nie będzie…
ludzkie dni liczone są inaczej niż sobie myślę…
Służba, którą dane jest mi od niedawna pełnić w Citadelii jest
dla mnie wielkim darem, nad którym pochylam się bez słów.
Otwierając drzwi pokoi przenoszę się w tajemniczy, nieznany
mi świat. Wielokrotnie ze wzruszeniem
słucham ludzkich historii u schyłku
życia. Jestem tam tylko chwilkę a jakbym przechadzała się wieki w czasie i
przestrzeni, do której zostałam zaproszona…
Czasem mówi tylko cisza… grymas twarzy… oczy…
Zdarza się, że słyszę
ostatni dech… że jestem przy przejściu duszy na drugi brzeg. Modlę się,
wierząc, że właśnie rodzi się nowe życie, już bez cierpienia… bez zmartwień…
szczęśliwe…
Trzymam za rękę…
Są i takie spotkania ze
spacerem po parku, czy kawą przy stoliku.
Jest modlitwa i słuchanie Słowa Bożego w kaplicy „pod anielskimi
skrzydłami”. Tam nabiera się siły na kolejne dni i prosi o błogosławieństwo dla
hospicyjnej służby.
Są spotkania z personelem, przed którym chylę czoła obserwując
niełatwą służbę wykonywaną z wielkim przejęciem.
To wszystko razem wzięte wypełnia mnie wdzięcznością za kruche
ludzkie życie i świat, w którym może ono rodzić się, dojrzewać, rozkwitać i w
ciszy dogasać… mimo wielu pytań o sens przemijania tli się nadzieja, że nic nie
przemija… że na wieki pozostaje…