wtorek, 26 sierpnia 2014

środowo






Za każdym razem kiedy przekraczam próg Citadeli  mam wrażenie, że wstępuję do miejsca, gdzie niebo dotyka ziemi. Ta przystań dla ludzkiej duszy i zmęczonego chorobą lub podeszłym wiekiem ciała jest dla mnie miejscem spotkania się z tajemnicą człowieka.
Nigdy nie wiem, kogo zobaczę znowu, a kogo już nie będzie… ludzkie dni liczone są inaczej niż sobie myślę… 
Służba, którą dane jest mi od niedawna pełnić w Citadelii jest dla mnie wielkim darem, nad którym pochylam się bez słów.
Otwierając drzwi pokoi przenoszę się w tajemniczy, nieznany mi  świat. Wielokrotnie ze wzruszeniem słucham ludzkich historii  u schyłku życia. Jestem tam tylko chwilkę a jakbym przechadzała się wieki w czasie i przestrzeni, do której zostałam zaproszona…
Czasem mówi tylko cisza… grymas twarzy… oczy…
 Zdarza się, że słyszę ostatni dech… że jestem przy przejściu duszy na drugi brzeg. Modlę się, wierząc, że właśnie rodzi się nowe życie, już bez cierpienia… bez zmartwień… szczęśliwe…
Trzymam za rękę…
 Są i takie spotkania ze spacerem po parku, czy kawą przy stoliku.    Jest modlitwa i słuchanie Słowa Bożego w kaplicy „pod anielskimi skrzydłami”. Tam nabiera się siły na kolejne dni i prosi o błogosławieństwo dla hospicyjnej  służby.
Są spotkania z personelem, przed którym chylę czoła obserwując niełatwą służbę wykonywaną z wielkim przejęciem.
To wszystko razem wzięte wypełnia mnie wdzięcznością za kruche ludzkie życie i świat, w którym może ono rodzić się, dojrzewać, rozkwitać i w ciszy dogasać… mimo wielu pytań o sens przemijania tli się nadzieja, że nic nie przemija… że na wieki pozostaje…